Rozdział 9 – Przebudowa modelu, czyli wszystkiego…

Rządy nie uczą się niczego.
Tylko ludzie się uczą.


M. Friedman


W zalewie tanich sensacji, w dzisiejszych mediach rzadko odnajduje się oceny fachowców czy inne rzeczowe opinie o aktualnym stanie funkcjonowania mechanizmów gospodarczych i społecznych, o ich rozwoju, związkach z przyszłością oraz o wpływie na majętność obywateli i zasobność kraju. Tu nie chodzi tylko o chwilowe głosy wynikające z kolejnej fali propagandy wyborczej. Już 10 lat temu pojawiły się głosy ekspertów wskazujące, że w tym kraju wyczerpują się proste rezerwy wzrostu. Z istniejącego tu modelu centralistycznego dużo dobrego dla obywateli i funkcjonowania państwa już nie da się uzyskać i nieuchronnie zbliża się czas przewartościowań, istotnych zmian jakościowych. Wielu ekonomistów i badaczy rozwoju społecznego od dawna podkreśla konieczność przeprowadzenia reform systemowych w organizacji państwowej, choć są różnice co do głębi możliwych zmian. Większość zgadza się przede wszystkim co do istotnej roli pilnych reform instytucjonalnych. Światowej sławy ekspert prof. Francis Fukuyama już ćwierć wieku temu przekonywał, że przejście do post-industrialnej gospodarki wiedzy jest przemianą cywilizacyjną o wymiarze podobnym do wcześniejszej rewolucji przemysłowej, zmieniającą hierarchie wartości a także mechanizmy organizacji społeczeństw.

Nasz kraj ciągle rozwija się tylko ekstensywnie, z ewentualnym cząstkowym dostosowywaniem do unijnych wymogów finansowo-inwestycyjnych. To jest ciągle kontynuacja modelu montowni, podwykonawcy zależnego od koniunktury światowej i korporacji globalnych. Nawet przy ograniczonej roli Państwa aktywizującej rozwój – na przykład przez zbyt powolną cyfryzację – to ciągle jest model zależny, model mniejszej prędkości. Ten model od czasów socrealizmu jest nadal sterowany centralnie i ręcznie, czyli nieudolnie i bezwładnie, podczas gdy kraje bardziej zaawansowane – o lepszej organizacji – posuwają się w rozwoju szybciej. Od trzech dekad, czyli od czasu przemian politycznych, jeszcze nigdy nie ustanowiono tu w pełni prawodawstwa ani systemu administracyjnego typowego dla gospodarki liberalnej. Nawet przeciwnie, dodaje się i rozwija prawodawstwo wzmagające opresyjność i mnoży się instytucje kontrolne, które konkurując ze sobą w wykazaniu potrzeby swego istnienia, często kreują sytuacje absurdalne i szkodliwe społecznie, stanowiące pożywkę dla tandetnego dziennikarstwa. To są negatywne wzorce i motywacje.

Rozwój talentów i indywidualności

Jak przejść do rozwiązań większej prędkości, do prawdziwej gospodarki opartej na wiedzy, czyli do modelu twórczego, innowacyjnego, wykorzystującego nasze zasoby kulturowe i intelektualne? Taki model wymaga polepszenia warunków rozwoju umiejętności indywidualnych, kreatywności, rozwoju talentów, także rozwoju, wzbogacenia interaktywności kontaktów społecznych i poszerzenia umiejętności pracy zespołowej. Idąc za myślami prof. Francisa Fukuyamy: kreatywność i talenty rozwijają się i przetwarzają w dobra tylko w warunkach zaufania społecznego. Jak uczy historia i znane przykłady, do tego nigdy nie dojdzie w nakazowo-kontrolnym i opresyjnym systemie zarządzania krajem, który wzmacnia zniewolenie, w tym intelektualne, a obłudnie manipulowane rozdawnictwo zamiast pobudzać do samorozwoju, tłumi inicjatywę i wzmacnia nawyki czekania na jałmużnę.

Jednym z wielu kluczy do przejścia na taki wyższy jakościowo poziom rozwoju jest zasadnicza zmiana modelu edukacyjnego z XIX wiecznego pamięciowego na rozwiązywanie problemów w zespołach. Na żadnym poziomie dzisiejsze szkoły państwowe w Polsce nie rozwijają indywidualizmu, osobowości, samodzielnego, twórczego myślenia. Wśród znawców przewija się teza, że nie zbudujemy tutaj nigdy gospodarki opartej na wiedzy, dopóki nie zreformuje się dogłębnie i nie unowocześni nie tylko szkolnictwa wyższego ale przede wszystkim całego systemu edukacji, od przedszkola poczynając. Profesor Ł. Turski już dawno poparł swoje przekonania o konieczności rozbudzania ciekawości uczniów konkretnym działaniem, inicjując powstanie uwielbianego przez młodzież Centrum Nauki Kopernik. Ale to jest tylko jednostkowy pozytywny przykład, a nie cały system.

W tym kraju nie tylko szkoła w obecnym kształcie tłumi indywidualność. Wyniki badań wskazują niestety, że rodzice także domagają się od swoich dzieci głównie posłuszeństwa i ciągle mało cenią u nich rozwój wyobraźni i skłonności do samodzielnego rozwiązywania problemów. Szkoła może tylko utrwala – czy kontynuuje – ciągle dominujące nakazowe wzorce kulturowe, zakorzenione w społeczeństwie razem z innymi przeżytkami poprzednich epok. Aby stworzyć warunki dla nowoczesnego, bardziej upodmiotowionego modelu rozwoju społecznego konieczne będzie polepszenie rozwiązań regulacyjno-instytucjonalnych, wdrażających zdrowsze modele myślenia w całym społeczeństwie, wrośniętym w system nakazowo-kontrolny.

Wśród wielu znawców objawiają się więc wątpliwości, czy tylko samo ulepszenie istniejących rozwiązań w jakiejś wybranej dziedzinie będzie wystarczające, czy tu raczej nie jest potrzebna solidna i kompletna przebudowa instytucjonalna. w porównaniu z powolną ewolucją, wraz ze wszystkimi jej meandrami, takie zdecydowane podejście może pozwolić nam zaoszczędzić kolejne ćwierć wieku rozwoju, bo sporo z tego nieosiągniętego potencjału już zmarnowaliśmy na naszej drodze doganiania świata rozwiniętego. Warto sobie przypomnieć, że po przemianach politycznych i przebudowie systemu gospodarczego i tak zajęło nam sporo czasu, żeby jako tako oswoić nasze głowy i obyć się z tym kapitalizmem. Ale lepiej przyzwyczajać się do uczenia po drodze, już po zdecydowanych reformach, niż czekać aż dojdzie do zjawisk nieprzewidywalnych zanim się cokolwiek zmieni. Gdybyśmy chcieli przebudowywać kraj wolniej, wcale nie wiadomo czy byłoby to mniej bolesne, i czy ten ból nie mógłby trwać jeszcze dłużej, wystarczy dzisiaj porównanie z Białorusią czy Ukrainą. Obecnie przynajmniej z gospodarką jesteśmy po drugiej stronie rzeki, choć zawirowania jej nurtu jeszcze czasem nam dokuczają. Jednak prawie dziesięciokrotny wzrost dochodu narodowego jest niezbitym argumentem za takim sposobem. To jeszcze nie oznacza, że w praktycznych umiejętnościach stosowania mechanizmów demokratycznych też już jesteśmy dziesięciokrotnie lepsi. Jako społeczeństwo ciągle uczymy się tej demokracji, niestety z użyciem czasochłonnej metodę prób i błędów. Dużo korzystniej byłoby tutaj też zrobić skrót, wziąć przykład z tych społeczeństw, które już przeszły dłuższą drogę i wykorzystać istniejące, dobrze działające przykłady, choćby dotyczące parlamentaryzmu, a szczególnie korzyści społecznych z zastosowania większościowej ordynacji wyborczej.

Prawo i apatia

To, co niektórzy badacze rozwoju społecznego dyskretnie określają jako konieczność polepszenia rozwiązań instytucjonalnych, można zatem nazwać bardziej wprost i po imieniu; pilnie niezbędna jest istotna przebudowa. Dopóki nie dokonamy istotnych zmian systemowych i nie pozbędziemy się systemu centralistycznego, to smutna alternatywa będzie taka, że nawet za pół wieku nie będzie tutaj ani żadnej innowacyjności w liczącej się skali, ani gospodarki opartej chociaż w części na rodzimej wiedzy. Taka jest też moja osobista ocena – na bazie doświadczeń długiego życia w wielu krajach, bacznych obserwacji i pilnej nauki o działaniu różnych modeli. Bez głębokiej demokratyzacji życia nie będzie tu rzeczywistej a nie tylko propagandowej gospodarki wiedzy, bo już dzisiaj jesteśmy mocno spóźnieni do tego pociągu postępu. Już dzisiaj więc powinniśmy rozpocząć całkowitą przebudowę nie tylko systemu edukacji, szkolnictwa wyższego, systemu podatkowego, administracji, czy innych rozwiązań cząstkowych, ale przede wszystkim zabrać się skutecznie do przebudowy całej bazy prawnej.

Każde państwo to system naczyń połączonych a o sprawności przepływów w tych naczyniach decyduje przyjęty model porządku prawnego. Zdefiniowany przez właściwe kodeksy porządek prawny jest fundamentem funkcjonowania społeczeństwa i jego instytucji państwowych na każdym etapie rozwoju. Niestety, skostniały i obrośnięty naleciałościami minionych epok, wstecz poprzez socrealizm aż w głąb historii do rozbiorów, nasz obecny porządek prawny to jest główny hamulec możliwych czy nawet koniecznych zmian jakościowych w dalszym rozwoju społeczeństwa. Mówiąc krótko obecny porządek prawny – to jest źródło zła u progu nowego wieku i u progu wyjścia z ekstensywnego modelu rozwoju.

Nie potrzebuję tutaj wypowiadać się z pozycji eksperta-znawcy prawa, bo nim nie jestem ani nie chcę być. Wystarczy, że jestem praktycznym odbiorcą efektów działania prawa, jako jego aktywny podmiot tu i tam, w tym kraju i w innych krajach gdzie żyłem, i gdzie prawo działa lepiej. Mam wyraźne i dobrze zdefiniowane punkty odniesienia. Uważam za jedno z większych nieszczęść tej skądinąd nadzwyczajnie szczęśliwej, bo prawie bezkrwawej przemiany ustrojowej, że w początkach nowej państwa po 1989 roku, przyjęto dla jego funkcjonowania wzorce praw francuskich, w tym prawa administracyjnego. To centralistyczne prawo jest opresyjne, ma w swoje działanie wpisaną wyższość urzędu nad obywatelem. Dodać do tego nawyki z poprzedniej epoki, korzeniami sięgające czasów carskich, wspierane ciągle powszechnymi w tym kraju obyczajami folwarcznymi – to mamy w efekcie jeden z najbardziej opresyjnych systemów prawnych w części świata, skądinąd chcącej uważać się za cywilizowaną.

To opresyjne prawo z założenia ma na celu głównie kontrolować, egzekwować wykonanie nakazów, karać i straszyć karami; akceptuje obywatela tylko w worku pokutnym i na kolanach, z petycją w drżących dłoniach i nieśmiałą prośbą o wybaczenie niechcianych błędów. Taki stan nie pobudza inicjatywy i kreatywności tylko niechęć, a w najlepszym wypadku apatię. Te reguły opresyjności przenoszą się na wszystkie inne odmiany prawa, bo wszyscy i wszędzie jesteśmy petentami. Ciągle jesteśmy gdzieś wzywani do wyjaśniania i ciągle odrywani od pracy. w skali kraju sumarycznie to powoduje ogromne straty gospodarcze, jeśli zliczyć to przeszkadzanie wszystkim pracującym petentom. To odrywanie jest szczególnie kosztowne, gdy dotyczy drobnych a licznych przedsiębiorców, bo to jest odrywanie od tego co robią najlepiej, czyli od generowania dochodu. „Niech pan sobie przyjdzie jutro…” albo „musi pan jutro złożyć pisemne wyjaśnienie/wniosek/podanie (niepotrzebne skreślić…)” – kiedy to słyszę, nieodmiennie cierpnie mi skóra na plecach.

Byłem i jestem dobrym obywatelem. Uczestniczę we wszystkich wyborach, segreguję odpadki, płacę wszystkie podatki i opłaty, o których wiadomo, że trzeba je płacić. Jeżeli raz po raz zastawia się na mnie kolejne pułapki podatkowe, wyciska kolejne haracze i zmusza do tego, że moim podstawowym zajęciem – jakbym nie miał nic lepszego do roboty – staje się służenie urzędom w roli petenta, nieustannie piszącego listy, wypełniającego wnioski i formularze i udającego się tam na kolejne zeznania, to ja nie lubię takich urzędów. Nie lubię takiego państwa, które ma takie wredne urzędy. Takie działania to nie są stabilne warunki pobudzające do tworzenia i rozwoju oryginalnych pomysłów. Tutejsze urzędy państwowe nie budzą we mnie kreatywności, chęci wymyślania i patentowania nowych technologii, produktów czy usług, za to budzą nieufność, często nienawiść, a nawet chęć zemsty. Więc proszę bardzo, jeśli ktoś pyta o przyczyny ogólnej apatii społecznej, wyrażającej się na przykład niską frekwencją wyborczą – oto one, przynajmniej spora ich część. Ja nie lubię tych urzędów, ślamazarnych, rozrośniętych do granic absurdu, które nie odbierają telefonów, nie odpisują nawet na listy polecone. Za to w dobie powszechnej cyfryzacji każą mi stać w kolejkach, wypełniać formularze i podbijać pieczątki, tak jak w epoce Stalina. Właściwie to nie lubię tutaj żadnego urzędu, bo kojarzą mi się z niepotrzebnym stresem, marnowaniem czasu i do tego często z podstępnym wyłudzaniem haraczy i opłat.

Przez szesnaście lat mieszkałem w Kanadzie. Byłem dobrym obywatelem; uczestniczyłem we wszystkich wyborach, segregowałem odpadki, płaciłem wszystkie podatki i opłaty, o których wiadomo było, że trzeba je płacić. w ciągu tych szesnastu lat nie byłem nigdy wzywany do żadnego urzędu, nie wspominając podatkowego. To ostatnie było nawet mało prawdopodobne, bo ten urząd mieścił się w mieście odległym o tysiąc kilometrów od mojego miasta i do tego na wyspie. Nie pisałem żadnych listów i nikt nie pisał do mnie. Wtedy nawet nie myślałem, czy lubię jakiś urząd, a on mnie. Nie było potrzeby – nie odczuwałem ich istnienia, więc chyba dobrze robiły swoje i ja też robiłem swoje. Pracowałem intensywnie, często po godzinach, bo miałem znakomite warunki do pracy w której mogłem realizować swoje pomysły. Mogłem się skoncentrować na tym co umiem najlepiej i chyba o to chodzi w kraju rozwiniętym…

Instytucje dla obywateli

Od ponad dziesięciu lat w raportach Wolności Gospodarczej Świata, Polska plasuje się mało chwalebnie, bo około 50. miejsca, teraz już za Albanią, Peru czy Bułgarią. Natomiast Francja, z której niestety 30 lat temu czerpaliśmy wzorce prawne i organizacyjne – kiedyś wysoko rozwinięta, ale dziś popadająca w coraz większe tarapaty – już jest poza pierwszą 50-tką, cóż tu dodać… Najciekawsze w tych raportach jest to, że postkolonialne, typowo imigracyjne kraje o anglosaskim rodowodzie, zarówno małe (Hong Kong, Singapur) jak i większe (Kanada, Australia, Nowa Zelandia), nieodmiennie znajdują się w czołówce tego rankingów, razem z Wielką Brytanią, Stanami Zjednoczonymi i Szwajcarią. Według ocen OECD Australia ma najlepszy w świecie system wspierania innowacyjności. Widać wyraźnie, że na dzisiejsze czasy te postkolonialne kraje anglosaskie są zdecydowanie lepszymi od Francji wzorcami do naśladowania organizacji społecznej, państwowej i systemu praw, szczególnie gospodarczych i służących rozwojowi innowacyjności.

We wszystkich tych wiodących gospodarczo krajach naczelnym zadaniem realizowanym przez administrację państwową jest pomoc obywatelom w uczciwej pracy nad pomnażaniem majętności własnej i narodowej. Administracja nie traci czasu na bezsensowne kontrolowanie wszystkich obywateli, bo i tak się nie da. Szczupła liczebnie ale sprawna administracja państwowa aktywnie wspiera pracę nad wzbogacaniem tych 99 procent społeczeństwa, co do których zakłada się słusznie, że chcą i działają uczciwie. Tym pozostałym, niewielkim ułamkiem, który może stwarzać ryzyko nieuczciwości, sprawnie zajmują się policja i sądy. Przejrzystość prawa pomaga w redukcji kosztów, bo jego nieprzestrzeganie jest bardzo surowo i nieodwracalnie karane. W Kanadzie jest tylko około 30 000 funkcjonariuszy policji a w mocno wyszczuplonej federalnej administracji wystarcza około 66 000 zatrudnionych do sprawnej obsługi 33 milionów obywateli. Nowa Zelandia przeżywała pod koniec ubiegłego wieku poważny kryzys przerostu administracji państwowej, znacznie hamującego rozwój kraju. Spokojnie i systematycznie, przy pomocy takich wybitnych specjalistów jak prof. Allan Schick (University of Maryland, USA) rozwiązano ten problem i radykalnie zredukowano administrację z korzyścią dla kraju i jego mieszkańców.

Naczynia połączone

Trudno uwierzyć w skuteczność działań wyrywkowych, na przykład w reformowanie tylko jednej dziedziny funkcjonowania państwa, tak jak ostatnio zmarnowano kolejną szansę i dużo energii na pozorowaną reformę szkolnictwa wyższego, w czym jak zwykle chodziło głównie o zmianę ekip i ustawienie swoich ludzi. Cały system funkcjonowania państwa musi być jednakowo sprawny niezależnie od ekipy chwilowo będącej u władzy, bo przecież państwo to system naczyń bardzo ściśle połączonych, działających dłużej niż kadencję. Nie można liczyć na długoterminowy sukces reformy szkolnictwa wyższego bez reformy systemu edukacji. Żadna z tych dziedzin nie będzie działać sprawnie bez uporządkowanego systemu finansów publicznych, a ten nie może być ciągle okaleczany przez chory system opieki medycznej i społecznej. Porządkowanie praw dotyczących jednej czy nawet kilku dziedzin funkcjonowania państwa i społeczeństwa, mimo że tak potrzebne, może nie być skuteczne, jeżeli jednocześnie nie rozpocznie się głębokich reform i dostosowania całej służby administracyjnej. Przerosty administracji państwowej zawsze i wszędzie gotowe są do skonsumowania wszelkich dostępnych rezerw, oraz dużo więcej.

Dawno to już zbadano i potwierdzono w krajach bardziej rozwiniętych, że każda administracja państwowa ma ciągłą potrzebę uzasadnienia konieczności swojego istnienia. Jeśli tylko jej się umożliwi, to będzie przypominała o konieczności zwracania się do niej o pomoc, pozwolenie na cokolwiek, błogosławieństwo czy kierownictwo… To tak samo jak rozkapryszone dziecko potrafi być uciążliwe, przypominając o sobie i męcząc płaczem… Wiadomo, że zgodnie z prawem Parkinsona ideałem złej administracji jest praca w obiegu zamkniętym, czyli najlepiej tak, żeby nikt z zewnątrz w ogóle nie przeszkadzał w krążeniu dokumentacji własnej. Nasz piękny kraj jest bardzo bliski tego ideału. Doświadczalnie stwierdzono już wcześniej w innych krajach, że administracja będzie wykonywać tylko niezbędne (lub prawie) czynności wtedy i tylko wtedy, kiedy będzie ograniczona ilościowo do absolutnego minimum, kiedy ledwo starczy jej sił i czasu na spełnienie tylko najważniejszych z ważnych procedur usługowych. Wtedy wykona je z trudem i na tym koniec, już nie będzie miała czasu ani energii na nic więcej, szczególnie na sztuczne obiegi dokumentacji o wymyślonych problemach i tworzenie nowych nad-procedur. Naukowo to podejście nazywa się z angielska „lean and mean” i istnieją nie tylko modele teoretyczne, ale i dobre wzorce dojścia do tego stanu. w Kanadzie z całą mocą wprowadzono ten system odchudzający administrację już na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku i ciągle bacznie pilnuje się, by ten szczupły stan trwał.

Czy to nie imponujące, ale i nie zastanawiające zarówno dla fachowców jak i zwykłych obywateli, że te stosunkowo młode kraje o korzeniach anglosaskich, zasiedlane w epoce kolonialnej w dużym stopniu przez różnego pokroju zesłańców, kryminalistów czy pomniejszych rzezimieszków i alkoholików – w większości analfabetów – teraz tworzą najlepsze w świecie warunki do uczciwej pracy, rozwoju indywidualności, badań naukowych, szybkiego wdrażania nowych pomysłów, do kreatywnej i innowacyjnej działalności gospodarczej?…

Udział i rozdział

Kolejny wart odnotowania i bardzo istotny zbieg okoliczności, to że we wszystkich tych krajach o wiodących gospodarkach od dawna funkcjonują różne odmiany większościowej ordynacji wyborczej, gdzie w różnej wielkości jednomandatowych okręgach wyborczych obywatele wybierają przedstawiciela do parlamentu najlepiej reprezentującego ich interesy, a nie wyznaczonego przez wodza i interesy partyjne. Może ta ordynacja nie jest idealna jak twierdzą niektórzy sceptycy, ale to jak na razie jedyna, która działa dla dobra wyborców a nie partii politycznych i wzbudza autentyczne zaangażowanie zarówno wyborców jak i wybieranych. Kapitalizm i liberalizm też mają swoich krytyków ale do tej pory też nie wymyślono i nie wdrożono niczego skuteczniejszego dla rozwoju gospodarczo-społecznego. w krajach z ordynacją większościową średnia frekwencja wyborcza jest wysoka, bo chce się w tym systemie uczestniczyć, kiedy efekty są widoczne i wymierne dla obywateli, choć dużo mniej zyskowne dla partii politycznych. To jest fundament zaufania społecznego, tak potrzebny dla funkcjonowania nowoczesnej gospodarki wiedzy, otwartej na indywidualizm i kreatywność.

We wszystkich postkolonialnych krajach anglosaskich (za wyjątkiem małych, bo ich to nie dotyczy), działa daleko posunięta autonomia władz terytorialnych, włącznie z własnymi podatkami i budżetami. Terytoria niezależnie zarządzają swoją edukacją i szkolnictwem wyższym, stosownie do potrzeb ich społeczności. Rządy krajowe zajmują się tylko polityką zagraniczną, obronnością, ochroną zdrowia i systemowymi regulacjami makroekonomicznymi – to im wystarczy do efektywnej, starannej i dobrze przemyślanej pracy. Nie produkują byle jakich praw do regulacji wszystkiego, nie mieszają się do regionalnych i podwórkowych porządków ani nie próbują nimi kierować, bo to jest niewykonalne i to bezsensowna strata czasu. Przejrzysty rozdział kompetencji bez wątpienia sprzyja bardziej efektywnemu wykorzystaniu funduszy publicznych i inicjatyw obywateli. Może więc właśnie od nich, od tych potomków zesłańców i skazańców, trzeba się uczyć i czerpać wzorce – jak tworzyć przejrzyste i skuteczne prawa i struktury państwowe pozwalające na wydajne i w pełni autonomiczne funkcjonowanie władz regionalnych, otwartych na współdziałanie z obywatelami? Tylko takie władze najlepiej wiedzą co im jest lokalnie potrzebne i jak ma to być najlepiej zrobione na ich regionie. Znają swoje rynki, przemysły i szkolnictwo, wiedzą jakimi instrumentami się posługiwać, by efektywnie tym wszystkim zarządzać, wliczając transfer wiedzy i wdrożenia innowacji w lokalnej gospodarce, co ostatnio odbywa się nawet na poziomie college – gmina.

Remont generalny

W Polsce partyjni politycy boją się jak ognia większościowej ordynacji wyborczej, bo to raz na zawsze kładzie kres ustawianiu swoich ludzi na stanowiskach w firmach państwowych i administracji publicznej, wyłącza możliwości korupcji, szantażu kontrolami administracyjnymi czy innymi tajnymi teczkami, natomiast zmusza do konkretnych działań na korzyść społeczności lokalnych wyborców, ale już nie elit partyjnych i ich rodzin. Ci politycy boją się też jak diabeł święconej wody federalnego systemu zarządzania państwem, bo wtedy nie tylko musieliby bardziej liczyć się z samorządami wybieranymi przez obywateli dla dobra obywateli w takiej samej ordynacji wyborczej, ale musieliby też ograniczyć produkcję w większość zbędnej dokumentacji nakazowej i kontrolnej, także służącej polityce partyjnej, a do tego musieliby jeszcze znacznie podnieść swoją wiedzę i kompetencje oraz realną jakość pracy. To wszystko oznacza więcej wysiłku a mniej doraźnych korzyści…

Używana przez obecnych polityków argumentacja potrzeby silnego państwa jest cynicznie obłudna, bo w gruncie rzeczy taka opresyjność aparatu administracyjnego jest tylko im potrzebna do utrzymania możliwości gry sił i szantażu. Każde centralnie sterowane, hierarchicznie opresyjne państwo jest utopione w zalewie dokumentacji kontrolno-nakazowej i tak naprawdę jest bezwładne i słabe – apatią i zniewoleniem obywateli. Po przykłady daleko nie trzeba wyglądać a przypadki Argentyny czy Wenezueli nawet strach analilzować. Z kolei wszystkie znane przykłady pokazują, że państwa federalne – czy małe, czy duże – są silne przejrzystymi prawami, sprawnością administracji regionalnych na wszystkich szczeblach oraz aktywnością i kreatywnością obywatelską, objawiającą się w efektach gospodarczych.

Można więc znaleźć w dzisiejszym świecie tyle dobrych wzorców do naśladowania, do nauki i do wdrażania… Nie potrzeba katastrofy, rewolucji ani wojny dla wprowadzenia istotnych zmian; jest tyle pracy do zrobienia już na początku nowego stulecia, żeby na jego koniec następne pokolenia mogły nas chwalić za mądrość a nie ganić za marnowanie szans. Byle nie wpaść w tanie samozadowolenie, czy bezwład i narzekanie, że nic się nie da, bo wszystko za trudne, bo już i tak za duży bałagan. Pewne jest tylko to, że państwa przyjaznego dla indywidualnej kreatywności i prawdziwej innowacyjności nikt nie zbuduje na bazie opresyjnego systemu organizacyjnego i administracyjnego. Nawet młodzi politycy bez wielkiego stażu potrafią dostrzec, że tu potrzebne są poważne zmiany strukturalne, więc czas do nich przystąpić. Sejm jest przecież do tego przeznaczony i powinien skupić się na intensywnej i systematycznej pracą nad kodyfikacją praw na bazie tych najbardziej efektywnych w świecie wzorców anglosaskich, bo już widać wyraźnie, że społeczny model John’a Locke jest bardziej funkcjonalny w tych czasach od modelu Jean’a Jacques Rousseau.

Głównym celem działania nowych praw i instytucji musi być zmiana sposobu myślenia – definitywne przejście od koncentracji na kontroli wszystkiego i wszystkich, na pomoc obywatelom w pomnażaniu bogactwa własnego oraz kraju. Taka zmiana to dzieło na miarę dzieła Kazimierza Wielkiego, praca dla posłów wprowadzających kraj w nowe tysiąclecie. By następne pokolenia nie narzekały w przyszłości, dzisiaj nie można marnować czasu na operetkowe komisje sejmowe do spraw byle jakich. Komisje sejmowe powinny być dedykowane tylko i wyłącznie porządkowaniu konkretnych sektorów praw w ich dziedzinach, żadnych innych tematów. I to nie jak dotąd – na kolanie, po łebkach i byle jak, na przedwczoraj – lecz powoli, dokładnie i skutecznie, żeby odnowione i uporządkowane prawa były solidne, przejrzyste i dobre na długie lata. Ustalanie konkretnych celów końcowych i okresowych oraz wytyczanie map drogowych dla ich osiągnięcia jest metodyką powszechnie znaną w gospodarkach rozwiniętych, więc z planowaniem procesu porządkowania prawa nie powinno być trudności w żadnej skali, byle trzymać się celu. Takie podejście działa dobrze w biznesie ale ciągle nie działa w polskiej doraźnej polityce, więc wreszcie trzeba zacząć, a nie jak dotąd tylko przerzucać tę odpowiedzialność na następców. Historia tworzenia Kodeksu Napoleona dowodzi, że przy dobrej woli i dobrej organizacji takie zadanie jest wykonalne, nawet w czasie krótszym niż jedna kadencja sejmowa.

Wyścig o miejsce w historii na zawsze (a nie w fotelu – na dzisiaj…) wygra ta partia polityczna, która pierwsza dostrzeże znaki czasu wskazujące, że musi skończyć się era centralizmu, i jednocześnie epoka systemów partyjnych jakie znaliśmy dotychczas stosując proporcjonalną ordynację wyborczą. Taka partia może wygrać uznanie jako reformator, gdy wreszcie pozbędzie się pokus doraźnych korzyści z ustawiania swoich ludzi i wprowadzi wyborczą ordynację większościową (okręgi jednomandatowe), uformuje warunki do długofalowych reform prawnych z uproszczeniem administracji na czele, przez co otworzy przyszłość dla podmiotowości indywidualnej i pełnej autonomii regionalnej. Tylko takie działania rozwiną autentyczne zaangażowanie i zaufanie społeczne, kreatywność jednostek i zespołów, niezbędne w zaawansowanej gospodarce wiedzy. Kiedy to będzie ułatwione, sprawne i do tego będzie się opłacało, to wtedy my jako podmioty będziemy chcieli tworzyć nowe pomysły na produkty i usługi, rejestrować patenty i wdrażać własne innowacje w swoich dobrze prosperujących przedsiębiorstwach z polską a nie maltańską osobowością prawną. Wtedy będziemy budować prawdziwą gospodarkę opartą na wiedzy, a nie pozorowaną, czyli sprawozdawczo-fikcyjną.

Jeśli żadna partia nie dostrzeże i nie wykorzysta tej wielkiej szansy, to i tak długo się nie utrzyma. Od czasu przemian ustrojowych już to widać po kolejnych, coraz mniej skutecznych zmianach słabych ekip, także po kolejnych pojawiających się i znikających efemerydach politycznych, pozujących chwilowo na reformatorów. Bez całościowego, długofalowego programu dla kraju, znikają po jednej czy dwóch kadencjach. Niezbyt pięknie zwany przez polityków „ciemny lud”, może był kiedyś bardziej podatny na manipulację, ale z biegiem czasu zmieniają się proporcje wiekowe. Młodsze masy wyborcze, wyposażone w smartfony, internet i niezależne media społecznościowe, szybko stają się zupełnie nowym gatunkiem bardziej świadomego i wyżej zorganizowanego roju, który potrafi bez manipulacji wyartykułować co jest dla niego najlepsze. i to wcale nie musi być ten kandydat z tej akurat partii, czy w ogóle z jakiejkolwiek innej istniejącej partii…

Spis treści

Share on facebook
Share on google
Share on twitter
Share on linkedin